środa, 12 sierpnia 2015

Od Chowlie - Rozmowa w łaźni

        -K*rrrwa mać!- Zaskrzeczał  Hrabia Ozyrusus Ozbornusus Gilmaster pierwszy Mistral lecąc za zakapturzoną postacią, a właścicielka powtórzyła zaraz za nim unikając kolejnej strzały. Uciekinier faktycznie była szybka, jednak syk lotek wciąż ją śledził. Kolejny głuchy brzdęk grotu wbijającego się w pień, gdzie jeszcze ułamek sekundy temu stała dziewczyna. Bycie posłańcem to rzeczywiście ciężki kawałek chleba, szczególnie gdy niesie się nie najweselszą wiadomość dla grupy nomadów-łuczników z Ghaardu. Najgorsze było to że bujna roślinność oazy zaczynała się kończyć, a przed nią otwierała się szeroka pustynia. Już nie było jak robić uniki między krzakami. Jej wina że Tamir Ibn'Galahad zapowiedział zrównanie z ziemią ich letnie miejsce pobytu aby zbudować sobie rezydencje? Posłaniec zagwizdała głośno na palcach, na co odpowiedziała jej tym samym papuga a zza zarośli wybiegł za nią kasztanowy ogier. Dziewczyna w galopie wskoczyła na grzbiet wierzchowca i przyległa do jego szyi by uniknąć strzał, które gęstym deszczem nie przestawały nadlatywać.
-K*rrrwa mać!- Znów odezwała się papuga ledwo nadążając za pędzącym kasztankiem.

Do karczmy wkroczyła nieznana postać, na ramieniu miała zawiązany bandaż, widać że założony prowizorycznie przez niedoświadczone ręce. Twarz i ubranie przybysza pokrywała gruba warstwa kurzu i brudu. Ludzie odsuwali się od tego dziwoląga śmierdzącego koniem i obora. To co nie pasowało do tego włóczęgi najbardziej to jasno żółty ptaszek na ramieniu.
-Nocleg, łaźnię, bandaże i owies.- Nieznajomy usiadł przy barze.
-Żebraków nie obsługujemy, tu jest stolica, tu jest Dayanak. I za wszystko należy się zapłata.- Gruby barman splunął charcząc głośno i nieprzyjemnie patrząc na klienta.
-Nie panie, wy dacie mnie to za darmo.- Odrzekł spokojnie nieznajomy.
-A niby kto mnie do tego zmusi? Wy?! Śmiechu warte.- Zarechotał mężczyzna w czym zawtórowała mu reszta sali. Postać błyskawicznie dobyła sztylet i przyłożyła go do krtani gbura, który dopiero teraz zauważył, że oszpecona blizną twarz należy do kobiety.
-Dasz mi to za darmo, ale nie dlatego że cię zmuszę, choć ogromnie mnie to korci, ale dlatego że mam to.- Podstawiła mu pod sam nos pergamin z królewską pieczęcią.
-Goniec...- Burknął nieco niezadowolony. -Szybko oporządzić jej konia, przygotować łaźnię i pokój.- Nakazał twardo jednemu z swoich pracowników.
-Koniem zajmę się sama, natomiast przyda mi się kąpiel i chce byście wyprali moje ubranie.

-Więc faktycznie jesteś kobietą... Jakoś nie chciało mi się wierzyć gdy pojawiłaś się przy barze, ale teraz gdy jesteś nago to zupełnie inna sprawa...- Do zaparowanego pomieszczenia wkroczyła rudowłosa kobieta i wślizgnęła się do balii obok szarookiej brunetki, która wydawała się nawet nie zauważyć gościa, pogrążona w półśnie.
-Zimna, zawsze w takiej się kąpiesz?- próbowała zagadać. Ale zmęczona kilkudniową podróżą i oporządzaniem konia dziewczyna tylko zjechała niżej zanurzając się niemal po końcówki uszu i bezwstydnie rozkraczając się w wodzie.
-Nie, ale tutejszy klimat mnie do tego zmusza, z resztą, wolę zimno niż gorąco.- Zabulgotała niewyraźnie.
-Skoro nie lubisz ciepła to co cię przyciągnęło do tego pustynnego kraju?- Krótkowłosa cały czas zagadywała z małym uśmieszkiem tańczącym na ustach.
-Praca? Przygoda? Zabawa? A może słynne tutejsze konie?- Wzruszyła ramionami i odchyliła głowę.
-I to właśnie zabawa czy konie cię zraniły?- Wskazała podbródkiem ranę na ramieniu. Szatynka spojrzała na rękę zaskoczona, jakby dopiero teraz zauważyła czerwoną pręgę.
-Rana? Ledwie zadrapanie.- Żachnęła się z łobuzerskim uśmieszkiem, a ruda pokiwała głową patrząc na bliznę na twarzy, przy czymś takim to faktycznie jedynie zadrapanie. Strup świadczył, że częściowo już się zagoiło a kształt mówił że to grot strzały zahaczył o skórę.
-Z ciekawości jak się tutaj dostałaś? Prosiłam by nikogo nie wpuszczać.- Szare oczy podniosły się na rozmówce już nieco bardziej rozbudzone.
-Chciałam się wykąpać, sól drażni skórę.- Wzruszyła ramionami.  -A tak w ogóle, jestem Thalia.- wyciągnęła z wody dłoń by ja podać.
-Chowlie.- Odwzajemniła się z uśmiechem.
-Miło się rozmawiało, ale ja już jestem umyta, a obowiązki naglą.- Kobieta wstała wyprostowana demonstrując w pełnej krasie swoje długie nogi, szczupła sylwetkę i krągłe kształty. Chow aż jej pozazdrościła, jej ciało już niemal nie przypominało kobiecego, było twarde i umięśnione jak u sportowca no i kobiece atuty, które Thalia miała o wiele... pokaźniejsze. Chyba zauważyła że się jej przygląda bo uśmiech jej się jeszcze poszerzył.
-A gdzie płyniesz?- Zapytała bez ogródek Chow, przeciągając się.
-Słucham?- Zdawało się że ruda była lekko zaskoczona.
-"Sól" wspominałaś, że chcesz się obmyć z soli co oznacza że jesteś związana z morzem, a my przecież jesteśmy na nabrzeżu, zapewne niedaleko twoja łajba a ja potrzebuję transportu.- Tym razem to na ustach Chow pojawił się złośliwy uśmieszek. Thalia jednak długo nie dawała poznać po sobie zaskoczenia, zaraz jej stały grymas powrócił na twarz.
 
Thalia? To jak zabierzesz mnie na Dernier?

Skata | Towarzysz

Imię: Skata
Płeć: klacz
Gatunek: Each  uisce (czyt. agh-iski)
Wiek: Trudno określić. Skata jest jednym z młodszych koni uisce, co znaczy, że może mieć od kilkunastu, do kilkudziesięciu lat.
Opis: Skata jest zdecydowanie większa od zwykłych koni lądowych. Posiada długie i silne nogi, przyzwyczajone do męczącego, wielogodzinnego biegu. Klacz ma bardzo nietypową barwę, jak na each uisce. Jest czarno-czerwono-biała, ale to nie wszystko. Na ciemnej łopatce ma białą łatę w kształcie krwawiącego serca. Ta dziwna istota bardzo lubi straszyć ludzi, wyginając wargi w przerażającym uśmiechu. Jej uszy przypominają torebki z jajkami rekina: są długie i dziwacznie zbliżone do siebie. To właśnie bardziej upodabnia ją do demona niż do konia. Jej nozdrza są wąskie i wydłużone, żeby nie przedostawała się do nich woda, a czarne i śliskie oczy mogłyby być oczami ryby. Skata, jak każdy each uisce jest przystosowana do życia na lądzie jak i w wodzie. Sama nazwa, Koń wodny, wskazuje na to, że zwierzęta te urodziły się w morskiej pianie. Widzieliście kiedyś mięsożernego konia, o ostrych zębach? Skata jest nikim innym jak wodnym potworem, nawiedzającym oceany i jeziora (tutaj macie przykładowy obrazek each uisce: [LINK]). Kiedy wychodzi na ląd, przybiera postać pięknego i lśniącego konia. Jednak wszystko jest tylko grą. Niebezpieczną iluzją.
Charakter: Srokata klacz, jak przystało na prawdziwego each uisce jest bardzo przebiegłym, ale też niezwykle inteligentnym stworzeniem. Chociaż w tych dziedzinach, Skata zdecydowanie przewyższa większość swych pobratymców. To bardzo niebezpieczna istota, która z zachowania w niczym nie przypomina swych lądowych braci. Eich uisce od zawsze budziły strach w ludziach, a imię Skaty nie jest nikomu obce. Ludzie w portach słyszeli wiele opowieści o tej okrutnej bestii. Ta klacz jest nieprzewidywalna i nieokrzesana, mawiali rybacy, ponoć czasem sama Thalia Sargent boi się do niej podejść. I chociaż ludzi w porcie stać na wiele fikcyjnych opowieści, to tutaj się nie mylili. Skata jest klaczą, której z pewnością nie należy ufać. Thalia dobrze wie, że do koni uisce nie można odwracać się tyłem- zwłaszcza gdy są srokate. Gdy będziesz nieostrożny lub zlekceważysz wodnego konia, ten prędzej czy później zatopi w twoim ciele swe ostrze zęby. Podczas jazdy na Skacie trzeba być niezwykle czujnym. Klacz bardzo lubi kusić i zachęcać nieodpowiedzialnych jeźdźców (całe szczęście, Thalia taka nie jest). Ta podła bestia tylko czeka aż jakiś biedak ulegnie pokusie i jej dosiądzie. A następnie zostanie porwany w głębiny oceany i tam pożarty.
Zdolności: Tak jak już wcześniej wspomniałam, klacz uicse potrafi przybierać formę zwykłego, lądowego konia. Oprócz tego jest bardzo szybka i niezwykle wytrzymała. Potrafi świetnie pływać (nawet podczas sztormu), ale też biegać po lądzie. Jesienią, gdy listopadowe morze jest wzburzone, Skata zawsze wydaje z siebie okropny dźwięk, przypominający rozpaczliwy lament. Thalia nazywa to „morskim płaczem”, który wydaje z siebie każdy each uisce, gdy tęskni za oceanem.
Właściciel: Thalia Sargent

piątek, 7 sierpnia 2015

Od Blanc'a (CD Nathairy)

        Do uszu Blanc'a dotarło stłumione przez drzwi ,,Nareszcie!". Omal nie wybuchnął śmiechem. Kto by pomyślał? Trochę kurzu na twarz, tunika robocza i od razu z lorda stajesz się nieporadnym pachołkiem. Parsknął śmiechem nie wytrzymując i gwizdnął.
  - Chodź, Szasta - powiedział. - Czas wracać.
  Leżący do tej pory obok drzwi ciemnoszary wilk podniósł łeb na gwizdnięcie i ruszył za swoim panem wesoło merdając ogonem. Młody władca ruszył przez zatłoczoną ulicę w stronę zamku. Idąc dalej nie dowierzał ile udało się osiągnąć w ciągu dwóch lat. Z pomocą swoich znajomości (w tym rodzeństwa Kattegat, Larsa i Runon, którzy zdecydowali się zostać na wyspie) udało mu się odbić porzucone królestwo z rąk Regnetum i doprowadzić zarosłą stolicę do porządku. Teraz była traktowana niemal jak piąte królestwo - ludzie zjeżdżali się tu na targi, niektórzy, na przykład potomkowie pierwszych dernierczyków, osiedlali się tu, zakładali nawet osady. Blanc'owi pozostało znaleźć odpowiednie osoby na najważniejsze stanowiska. Czas ruszyć w kierunku niepodległości jego królestwa.
  Nagle jakiś osiłek zderzył się barkiem z Luką. Chłopak syknął z bólu - łokieć mężczyzny uderzył akurat w ukrytą pod rękawem i bandażem ranę. Zarobił ją całkiem niedawno od czającego się na bagnach utopca. Całe szczęście nie był jadowity, a gdy minęło pierwsze zaskoczenie nagłym atakiem zdolności szermiercze Blanc'a posłały potwora na drugą stronę.
  - Patrz jak leziesz! - warknął przechodzień (choć to on wpadł na chłopaka, a nie na odwrót) i ruszył dalej.
  Szasta warknął mu na pożegnanie i spojrzał troskliwie na właściciela.
  - Nic mi nie jest - uspokoił go Luka i podrapał za uchem. - Lepiej chodźmy stąd.
  Tak, udawanie cywila miało swoje minusy. Gdyby przed osiłkiem znikąd wyrosła osoba lorda cofnąłby się, dał mu przejść pierwszemu i na dodatek odszedłby w ukłonach. Blanc jednak zdecydowanie lepiej czuł się popychany. Dalej nie przywykł do swojego tytułu.
  By zapomnieć o nieprzyjemnym incydencie wrócił myślami do zielarki, która wypełniła jego zamówienie. Miła dziewczyna, pomyślał z przekąsem. Nie miał jej za złe jak go potraktowała. Bardziej zwróciło jego uwagę jak szybko zajęła się królewskim zamówieniem, ignorując poprzednie zajęcie. Widać marzy o posadzie na dworze. Hmmm...Niegłupi pomysł. Przydałby się odpowiedni namiestnik. Blanc najpierw musiał jednak z nią osobiście porozmawiać.
  A jeszcze wcześniej z ulgą zająłby się tą raną. Oby specyfik działał jeszcze szybciej niż zielarka, która go przyrządzała.

  Na zamku Blanc szybko dowiedział się jak nazywała się zielarka. Kazał po nią posłać (dodając, że jeśli będzie naprawdę zajęta, to nie muszą jej na siłę przywlekać na dwór) i zajął się sobą. Umył się, założył czyste ubranie (w ulubionych biało niebieskich wzorach) i ruszył do sali tronowej, by czekać na gościa.
  Sala wyglądała tak jak zwykle. Beżowe, wysokie ściany ozdobione były kilkoma gobelinami. Przez środek podłogi z ciemnozielonego kamienia biegł czerwony dywan, kończący się na podium. Prawa ściana od podwójnych drzwi Była pełna witrażowych okien, ciągnących się od wysokości pasa prawie po łukowaty, jak w katedrze, sufit. Z lewej natomiast przebiegała kolumnada. Z tyłu nad tronem wisiał wielki sztandar. Wyszyty był na nim herb Dernier: trzy końskie łby wokół złotego koła, symbolizującego słońce. Pod nim było podium, na które prowadziły trzy szerokie stopnie, a na nim trzy trony: dla władcy i jego małżonki. Po lewej stronie tronu Lorda zawsze stawał namiestnik. Taka była tradycja, aby po prawej stronie władcy siedziała Pani Zamku, a namiestnik, jako trzecia z kolei osoba w hierarchii królestwa, po lewej. Poprzedni namiestnik Blanc'a - stary, dosłownie i w przenośni, przyjaciel - zmarł na skutek choroby niecały rok temu.
  A teraz wypadałoby znaleźć mu następcę.
  Wyjątkowo nietypową rzeczą była zawieszona na rogu oparcia tronu władcy skromna, cienka korona, której jedyną ozdobą był mały szmaragd i kilka wyrytych run. Blanc nie przepadał za noszeniem jej. Zakładał ją tylko i wyłącznie na ważne okazje. Podobnie było z tronem - jeśli nic go do tego nie zmuszało, siadał na nim jak najrzadziej. Dlatego też także i teraz siedzisko zajmował ciemnoszary basior. Szasta najwyraźniej nie podzielał zdania właściciela co do tego fotela, bo wylegiwał się na nim prawie zawsze.
  Luka wszedł do sali bocznymi drzwiami. Nieliczne witraże w oknach barwiły ciemną podłogę wszelkimi barwami. Blanc mimo dalej skromnego stroju zdecydowanie bardziej przypominał kogoś szlachetnego rodu, chociaż był pewny, że gdyby był kimś innym i patrzył teraz na młodzieńca w biało błękitnej szacie, z mieczem u boku i bliznami na twarzy, zdecydowanie nie wziąłby go za lorda.
  Dlatego też nie miał żadnego żalu do kolejnego spotkania z Nathairą...
  - Panna Torra przybyła - poinformował władcę strażnik.
  Blanc kiwnął głową i drzwi uchyliły się wpuszczając do środka znajomą blondynkę. Dziewczyna była podekscytowana i zdenerwowana równocześnie. Wszystko to jednak wyparowało gdy jej oczom ukazał się uśmiechnięty Luka. Poznała go ze swojego sklepu, nadal jednak sądziła, że chłopak jest jedynie pachołkiem.
  - Znowu ty - powiedziała zupełnie wypranym z uczuć głosem. - Gdzie...gdzie jest władca? Podobno miałam się z nim widzieć...
  - Zobaczysz się z nim i to szybciej niż myślisz - odpowiedział niezrażony chłopak i skinął głową w krótkim geście przywitania.
  Nathaira rozejrzała się po sali. Jej wzrok padł na tron i...Szastę.
  - Co ten kundel robi na tronie?! - parsknęła oburzona. - Ślepi jesteście?! Przecież to miejsce władcy!
  - Ach, no tak, wybacz - powiedział Blanc i gwizdnął na wilka. Oj, to chyba dla ciebie Szasta koniec wylegiwania na tronie.
  Basior momentalnie poderwał do góry łeb i rozejrzał się. Nagle jego wzrok padł na Nathairę. Wywalił różowy jęzor, zamerdał ogonem i zanim ktokolwiek zdążyłby zareagować, zeskoczył z podium i w kilku susach dopadł zaskoczonej dziewczyny. Oparł jej przednie łapy na piersi i według swoich zwyczajów gościnności polizał ją kilka razy po twarzy. Nathaira pierwsze pisnęła pewna, że wilk jej coś zrobi, później jednak zaklęła i odepchnęła od siebie zwierzę. Szasta zwiesił łeb i zaskomlał, pewny, że znowu coś źle zrobił. Blanc natomiast z coraz większym trudem opanowywał rozbawienie, gdy zielarka próbowała poratować się chusteczkami.
  - Wybacz za niego. Chciał się przywitać...i chyba cię polubił - powiedział chłopak przyjaznym tonem.
  Spojrzenie jakie posłała mu Nathaira zdecydowanie nie było przyjazne. Jak dobrze, że wzrok nie zabija, bo trzeba by było w drodze wyborów elekcyjnych znaleźć nowego Lorda.
  Nathaira była coraz bardziej zniecierpliwiona i Blanc uznał, że czas kończyć przedstawienie. Wzrok dziewczyny zatrzymał się tym razem na zawieszonej na oparciu tronu koronie. Wskazała w jej stronę niepewnie.
  - Czy...Lord nie powinien jej nosić? To w końcu korona... - powiedziała.
  - Tak, ale nie przepadam za tym. To denerwujące. Wszyscy zawsze się gapią tylko na nią, jakby to ona nosiła mnie jak jakąś parę skarpet - Blanc wzruszył ramionami i spojrzał na alchemiczkę.
  Nathaira patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem, zupełnie zamurowana. Czy ona przez ten cały czas rozmawiała z...?
  Chłopak nie wytrzymał i roześmiał się. Skłonił się według dworskich manier i przedstawił:
  - Blanc Le d'Art, zwany Luką, Lord Dernier. Do usług.


Nathaira? Tylko mi nie zejdź na zawał, bo to zdecydowanie źle wpłynie na reputację Blanc'a...

niedziela, 2 sierpnia 2015

Amadi | Towarzysz

Imię: Amadi
Płeć: Samiec
Gatunek: Kot
Wiek: 2 lata
Opis: To spory, rudy kocur. Ma długą, miękką sierść i duże, wąskie, zielone oczy. Charakteryzują go grube i silne, jak na kota domowego, łapy.
Charakter: Amadi, jak prawie każdy kot, lubi chodzić własnymi ścieżkami. Większość dnia spędza na ogół poza domem włócząc się po mieście. Jest uparty i kapryśny, ale inteligentny. To pieszczoch, jednak nie lubi gdy mówi się do niego zdrobnieniami lub opowiada o tym jaki jest słodki. No chyba, że do jego właściciela właśnie przyjdzie jakaś ładna, miła pani. Wtedy postara się zrobić dobre wrażenie i pokazać się z jak najlepszej strony. Czasami śledzi Abazi'ego, a w razie czego nawet próbuje go chronić.
Zdolności: Jest po prostu trochę silniejszy od przeciętnego kota i może trochę mądrzejszy.
Właściciel: Abazi Kamal

Ozzi | Towarzysz

Imię: Hrabia Ozyrusus Ozbornusus Gilmaster pierwszy Mistral (w skrócie Ozzi)
Płeć: Samica
Gatunek: Papuga nimfa
Wiek: 2 lata
Opis: Zwierzę wygląda bardzo milutko i wesoło, jasno żółte piórka, śmieszna antenka na czubku głowy oraz przekomiczne czerwone policzki.
Charakter: Wygląd jest tutaj niezmiernie myślący, ptak jest głupi, wredny a właścicielka zawsze okrzykuje go pomiotem szatana i złem wcielonym
Zdolności: Papuga potrafi naśladować niemal każdy dźwięk, chyba że mowa o mowie... zwierzę zna jedynie dwa słowa "**rrrwa mać" i niczego więcej nie chce się nauczyć, a ową sentencje kocha powtarzać przy każdej okazji.  Jej właścicielka twierdzi jednak że jedyną umiejętnością Ozzi jest jej denerwowanie .
Właściciel: Chowlie Mistral

,,Dobry goniec powinien mieć dwie rzeczy - złotą głowę i żelazną żyć... a ja prócz tego lubię mieć twardą rękę."

Imię: Chowlie (czytaj Czołli)
Nazwisko: Mistral (Nazwisko jak i imię nadała sobie sama)
Pseudonim: Dla przyjaciół Chow (okropny z niej żarłok), jednak w fachu zwana jest Północnym Wiatrem.
Płeć: Kobieta
Wiek: 21 lat
Rodzina: Jaka tam rodzina? Toż to sierota ale pewien czas miła kogoś kogo zwała dziadkiem, choć częściej wolała go staruszkiem.
Miłość: Jej jedyną miłością jest dziki wiatr i wolność z którą wiąże się również wyzwolenie seksułalne ;)
Aparycja: Wysportowane, atletyczne i żylaste ciało dowodzi o jej szybkości, zwinności, sile i wytrzymałości wytrenowanych wieloletnimi trudnościami podróży, treningiem oraz życiem na ulicy. Mierzy nieco ponad metr siedemdziesiąt.  Pod kapturem chowa długie do pasa, kasztanowe włosy i dość nie pospolitą twarz zdobioną wielkimi szarymi oczami w których zawsze połyskuje zbójecka iskierka. Charakterystyczną cechą jest pociągła blizna od kącika ust niemal do ucha, oraz liczne ślady na dłoniach po ranach i poparzelinach które skrywa pod rękawiczkami.
Charakter: Dziewczyna jest... osobliwa, wielu nawet pewnie powie wariatka, ale to już inna kwestia. Chow jest wesołą, głośną, otwartą, wulgarną i bynajmniej nie kobiecą kobietą. Ludzie widzą ją jako wolnego ducha, i tak właśnie jest, żyję chwilą, niczym się nie przejmuje i nikogo nie słucha.  Gdy ma czas pędzi tam gdzie powiew przygody ją pchnie. W pogoni za taką zabawą oraz częstym wtykaniem nosa tam gdzie nie trzeba nie rzadko wpada w tarapaty, zawsze jednak znajdzie jakieś wyjście. Choć na pozór miła, jest niezwykle bystra i przebiegła, a i nieraz wredna. Nie cierpi nudy wiec zawsze coś wymyśli. Jeśli znajdzie prawdziwego przyjaciela jest gotowa skoczyć za niego w ogień, ale niewielu jest takich. Natomiast wrogom potrafi niesamowicie dopiec. Zawodu jakimi się para mogą wydawać się sprzeczne, ale nic z tych rzeczy, jako gońcowi można jej ufać, w tym fachu nie ma sobie równych, a jako szpieg jest wierna tylko jednej frakcji. Informacje natomiast zdobywa głównie na gościńcach i często nimi uzupełnia swoje poselstwa, dzięki temu może i igra z niebezpieczeństwem ale ma ogromny wpływ na wiele dworów i królestw, chowa to jednak raczej dla siebie.
Zdolności: ~ Posiada pamięć absolutną, to bardzo ułatwia jej prace oraz jest jej "asem w rękawie".
~ Na koniach zna się jak nikt, w siodle spędza większość czasu i jest w stanie ujarzmić każdego wieszchowca. Sama mówi że gdyby zaszła potrzeba dosiądzie choćby i jelenia przydybanego nad strumieniem.
~ Jest równie szybka i bez konia, biega z zawrotną prędkością na bardzo długie dystanse, a w biegu na przełaj nie ma sobie równych.
~ Jej praca jak i przeszłość wymaga od niej umiejętności walki, jest świetnym szermierzem i pięściarzem a jej ulubioną bronią jest szybki niczym błyskawica dualblade.
~ Jest również świetnym strzelcem... z procy...
Pochodzenie: Vastaan
Stanowisko: posłaniec, szpieg
Punkty pojedynku: 10
Towarzysz: Hrabia Ozyrusus Ozbornusus Gilmaster pierwszy Mistral
Szczegóły: ~ Zawsze chciała zostać łucznikiem, ale za grosz nie ma do tego talentu.
~ Uwielbia śpiewać, często na szlaku można ją poznać po daleko niosących się z reguły niecenzuralnych piosenkach.
~ Jej ulubioną zabawą jest "walka na odgłosy" z jej papugą.
~ Ze względu na wiadomości jakie niesie jest częstym celem ataków.
~ Gdy nie ma jej gnającej po gościńcach najpewniej jest wysoko w górach bądź w jakiejś tawernie, a jej pobyty tam niemal zawsze kończą się pijackom burdą.
Bonusy
Nick na howrse: Ursa

,,Wojna ma to do siebie, że rozpęta się na jedno twoje słowo, ale nie ucichnie gdy ją o to poprosisz."

Imię: Abazi
Nazwisko: Kamal
Pseudonim: W pewnych kręgach nazywa się go Niedźwiedziem albo Wężem Z Freihm.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 27 lat
Rodzina: Zakładam, że ojciec dalej zarządza swym majątkiem, a matka się puszcza. Nie wiem co może robić teraz moje ,,rodzeństwo".
Miłość: Nie śpieszy mu się, ale jakoś nie ukrywa, że woli te niezależne kobiety. Takie które w razie czego poradzą sobie same.
Aparycja: Wszystko widać powyżej. Wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna charakteryzujący się sięgającymi ramion, czarnymi włosami i zadbaną gęstą brodą. Może się poszczycić niewielką kolekcją małych blizn na ramionach i kilkoma nieco większymi na plecach. Na pierwszy rzut oka widać, że ma coś z Ghaardczyka. Załóżmy już zresztą, że nim jest bo faktem, że matka to prostytutka z Freihm nie ma się co chwalić. Miecz nosi na plecach, a topór zwykle zwisa mu u pasa.
Charakter: Abazi to na ogół bardzo spokojna i zrównoważona osoba. Unika bezsensownej przemocy i jest w miarę uczciwy. Można go też nazwać towarzyskim, ale nie ufnym, ani naiwnym. To, że się do ciebie uśmiecha nie znaczy, że cię lubi. Całkiem niezły z niego aktor i mimo, że na ogół jest szczery to jednak lepiej zachować czujność. W tłumach czuje się wcale nie gorzej niż w całkowitej samotności. Będzie się dobrze bawił i w dużym i w małym kręgu znajomych lub przyjaciół, a już zwłaszcza jak postawi mu się kolejkę jakiegoś mocnego trunku. Nie jest ani milczkiem, ani gadułą. Do obowiązków podchodzi na poważnie, a czasem bywa nawet nadgorliwy. Lepiej go nie obrażać, bo nie jest skłonny do dawania drugiej szansy. Wkurzony Abazi to zdecydowanie inny, gwałtowniejszy i niesympatyczny Abazi.
Zdolności: Kamal specjalizuje się w walce wszelką bronią skuteczną na krótkim dystansie. Jego oburęczność daje mu zwykle znaczną przewagę nad przeciwnikiem. Umie również strzelać z łuku, ale nie jest w tym najlepszy, lepiej radzi sobie z rzucaniem nożami i innymi przedmiotami. Potrafi też wykonywać iluzje, ale nie są one zbyt zaawansowane, służą mu głównie do umilania sobie czasu. Świetnie gra na fujarce i kilku innych instrumentach.
Pochodzenie:Urodził się w Ghaard, ale większość dzieciństwa spędził poza jego granicami.
Stanowisko: Generał
Punkty pojedynku: 15
Towarzysz: Amadi
Szczegóły:
~ Zdarza mu się posługiwać niezrozumiałą dla większości ludzi gwarą, której nauczył się jako dziecko, gdy mieszkał na ulicach Freihm
~ Prawie zawsze gdy intensywnie myśli marszczy brwi. Często dochodziło przez ten odruch do nieporozumień gdy ktoś zadał mu pytanie, a na widok jego miny kulił się w koncie tawerny w obawie, że było ono niewłaściwe.
~ Jest oburęczny
~ Lubi mocne trunki, ale nie jest uzależniony od alkoholu i reaguje na niego dość spokojnie.
Bonusy:
- Stanowisko (Generał) + 5 pp
Nick na howrse: Margo5