-K*rrrwa mać!- Zaskrzeczał Hrabia Ozyrusus Ozbornusus Gilmaster pierwszy Mistral lecąc za zakapturzoną postacią, a właścicielka powtórzyła zaraz za nim unikając kolejnej strzały. Uciekinier faktycznie była szybka, jednak syk lotek wciąż ją śledził. Kolejny głuchy brzdęk grotu wbijającego się w pień, gdzie jeszcze ułamek sekundy temu stała dziewczyna. Bycie posłańcem to rzeczywiście ciężki kawałek chleba, szczególnie gdy niesie się nie najweselszą wiadomość dla grupy nomadów-łuczników z Ghaardu. Najgorsze było to że bujna roślinność oazy zaczynała się kończyć, a przed nią otwierała się szeroka pustynia. Już nie było jak robić uniki między krzakami. Jej wina że Tamir Ibn'Galahad zapowiedział zrównanie z ziemią ich letnie miejsce pobytu aby zbudować sobie rezydencje? Posłaniec zagwizdała głośno na palcach, na co odpowiedziała jej tym samym papuga a zza zarośli wybiegł za nią kasztanowy ogier. Dziewczyna w galopie wskoczyła na grzbiet wierzchowca i przyległa do jego szyi by uniknąć strzał, które gęstym deszczem nie przestawały nadlatywać.
-K*rrrwa mać!- Znów odezwała się papuga ledwo nadążając za pędzącym kasztankiem.
Do karczmy wkroczyła nieznana postać, na ramieniu miała zawiązany bandaż, widać że założony prowizorycznie przez niedoświadczone ręce. Twarz i ubranie przybysza pokrywała gruba warstwa kurzu i brudu. Ludzie odsuwali się od tego dziwoląga śmierdzącego koniem i obora. To co nie pasowało do tego włóczęgi najbardziej to jasno żółty ptaszek na ramieniu.
-Nocleg, łaźnię, bandaże i owies.- Nieznajomy usiadł przy barze.
-Żebraków nie obsługujemy, tu jest stolica, tu jest Dayanak. I za wszystko należy się zapłata.- Gruby barman splunął charcząc głośno i nieprzyjemnie patrząc na klienta.
-Nie panie, wy dacie mnie to za darmo.- Odrzekł spokojnie nieznajomy.
-A niby kto mnie do tego zmusi? Wy?! Śmiechu warte.- Zarechotał mężczyzna w czym zawtórowała mu reszta sali. Postać błyskawicznie dobyła sztylet i przyłożyła go do krtani gbura, który dopiero teraz zauważył, że oszpecona blizną twarz należy do kobiety.
-Dasz mi to za darmo, ale nie dlatego że cię zmuszę, choć ogromnie mnie to korci, ale dlatego że mam to.- Podstawiła mu pod sam nos pergamin z królewską pieczęcią.
-Goniec...- Burknął nieco niezadowolony. -Szybko oporządzić jej konia, przygotować łaźnię i pokój.- Nakazał twardo jednemu z swoich pracowników.
-Koniem zajmę się sama, natomiast przyda mi się kąpiel i chce byście wyprali moje ubranie.
-Więc faktycznie jesteś kobietą... Jakoś nie chciało mi się wierzyć gdy pojawiłaś się przy barze, ale teraz gdy jesteś nago to zupełnie inna sprawa...- Do zaparowanego pomieszczenia wkroczyła rudowłosa kobieta i wślizgnęła się do balii obok szarookiej brunetki, która wydawała się nawet nie zauważyć gościa, pogrążona w półśnie.
-Zimna, zawsze w takiej się kąpiesz?- próbowała zagadać. Ale zmęczona kilkudniową podróżą i oporządzaniem konia dziewczyna tylko zjechała niżej zanurzając się niemal po końcówki uszu i bezwstydnie rozkraczając się w wodzie.
-Nie, ale tutejszy klimat mnie do tego zmusza, z resztą, wolę zimno niż gorąco.- Zabulgotała niewyraźnie.
-Skoro nie lubisz ciepła to co cię przyciągnęło do tego pustynnego kraju?- Krótkowłosa cały czas zagadywała z małym uśmieszkiem tańczącym na ustach.
-Praca? Przygoda? Zabawa? A może słynne tutejsze konie?- Wzruszyła ramionami i odchyliła głowę.
-I to właśnie zabawa czy konie cię zraniły?- Wskazała podbródkiem ranę na ramieniu. Szatynka spojrzała na rękę zaskoczona, jakby dopiero teraz zauważyła czerwoną pręgę.
-Rana? Ledwie zadrapanie.- Żachnęła się z łobuzerskim uśmieszkiem, a ruda pokiwała głową patrząc na bliznę na twarzy, przy czymś takim to faktycznie jedynie zadrapanie. Strup świadczył, że częściowo już się zagoiło a kształt mówił że to grot strzały zahaczył o skórę.
-Z ciekawości jak się tutaj dostałaś? Prosiłam by nikogo nie wpuszczać.- Szare oczy podniosły się na rozmówce już nieco bardziej rozbudzone.
-Chciałam się wykąpać, sól drażni skórę.- Wzruszyła ramionami. -A tak w ogóle, jestem Thalia.- wyciągnęła z wody dłoń by ja podać.
-Chowlie.- Odwzajemniła się z uśmiechem.
-Miło się rozmawiało, ale ja już jestem umyta, a obowiązki naglą.- Kobieta wstała wyprostowana demonstrując w pełnej krasie swoje długie nogi, szczupła sylwetkę i krągłe kształty. Chow aż jej pozazdrościła, jej ciało już niemal nie przypominało kobiecego, było twarde i umięśnione jak u sportowca no i kobiece atuty, które Thalia miała o wiele... pokaźniejsze. Chyba zauważyła że się jej przygląda bo uśmiech jej się jeszcze poszerzył.
-A gdzie płyniesz?- Zapytała bez ogródek Chow, przeciągając się.
-Słucham?- Zdawało się że ruda była lekko zaskoczona.
-"Sól" wspominałaś, że chcesz się obmyć z soli co oznacza że jesteś związana z morzem, a my przecież jesteśmy na nabrzeżu, zapewne niedaleko twoja łajba a ja potrzebuję transportu.- Tym razem to na ustach Chow pojawił się złośliwy uśmieszek. Thalia jednak długo nie dawała poznać po sobie zaskoczenia, zaraz jej stały grymas powrócił na twarz.
-K*rrrwa mać!- Znów odezwała się papuga ledwo nadążając za pędzącym kasztankiem.
Do karczmy wkroczyła nieznana postać, na ramieniu miała zawiązany bandaż, widać że założony prowizorycznie przez niedoświadczone ręce. Twarz i ubranie przybysza pokrywała gruba warstwa kurzu i brudu. Ludzie odsuwali się od tego dziwoląga śmierdzącego koniem i obora. To co nie pasowało do tego włóczęgi najbardziej to jasno żółty ptaszek na ramieniu.
-Nocleg, łaźnię, bandaże i owies.- Nieznajomy usiadł przy barze.
-Żebraków nie obsługujemy, tu jest stolica, tu jest Dayanak. I za wszystko należy się zapłata.- Gruby barman splunął charcząc głośno i nieprzyjemnie patrząc na klienta.
-Nie panie, wy dacie mnie to za darmo.- Odrzekł spokojnie nieznajomy.
-A niby kto mnie do tego zmusi? Wy?! Śmiechu warte.- Zarechotał mężczyzna w czym zawtórowała mu reszta sali. Postać błyskawicznie dobyła sztylet i przyłożyła go do krtani gbura, który dopiero teraz zauważył, że oszpecona blizną twarz należy do kobiety.
-Dasz mi to za darmo, ale nie dlatego że cię zmuszę, choć ogromnie mnie to korci, ale dlatego że mam to.- Podstawiła mu pod sam nos pergamin z królewską pieczęcią.
-Goniec...- Burknął nieco niezadowolony. -Szybko oporządzić jej konia, przygotować łaźnię i pokój.- Nakazał twardo jednemu z swoich pracowników.
-Koniem zajmę się sama, natomiast przyda mi się kąpiel i chce byście wyprali moje ubranie.
-Więc faktycznie jesteś kobietą... Jakoś nie chciało mi się wierzyć gdy pojawiłaś się przy barze, ale teraz gdy jesteś nago to zupełnie inna sprawa...- Do zaparowanego pomieszczenia wkroczyła rudowłosa kobieta i wślizgnęła się do balii obok szarookiej brunetki, która wydawała się nawet nie zauważyć gościa, pogrążona w półśnie.
-Zimna, zawsze w takiej się kąpiesz?- próbowała zagadać. Ale zmęczona kilkudniową podróżą i oporządzaniem konia dziewczyna tylko zjechała niżej zanurzając się niemal po końcówki uszu i bezwstydnie rozkraczając się w wodzie.
-Nie, ale tutejszy klimat mnie do tego zmusza, z resztą, wolę zimno niż gorąco.- Zabulgotała niewyraźnie.
-Skoro nie lubisz ciepła to co cię przyciągnęło do tego pustynnego kraju?- Krótkowłosa cały czas zagadywała z małym uśmieszkiem tańczącym na ustach.
-Praca? Przygoda? Zabawa? A może słynne tutejsze konie?- Wzruszyła ramionami i odchyliła głowę.
-I to właśnie zabawa czy konie cię zraniły?- Wskazała podbródkiem ranę na ramieniu. Szatynka spojrzała na rękę zaskoczona, jakby dopiero teraz zauważyła czerwoną pręgę.
-Rana? Ledwie zadrapanie.- Żachnęła się z łobuzerskim uśmieszkiem, a ruda pokiwała głową patrząc na bliznę na twarzy, przy czymś takim to faktycznie jedynie zadrapanie. Strup świadczył, że częściowo już się zagoiło a kształt mówił że to grot strzały zahaczył o skórę.
-Z ciekawości jak się tutaj dostałaś? Prosiłam by nikogo nie wpuszczać.- Szare oczy podniosły się na rozmówce już nieco bardziej rozbudzone.
-Chciałam się wykąpać, sól drażni skórę.- Wzruszyła ramionami. -A tak w ogóle, jestem Thalia.- wyciągnęła z wody dłoń by ja podać.
-Chowlie.- Odwzajemniła się z uśmiechem.
-Miło się rozmawiało, ale ja już jestem umyta, a obowiązki naglą.- Kobieta wstała wyprostowana demonstrując w pełnej krasie swoje długie nogi, szczupła sylwetkę i krągłe kształty. Chow aż jej pozazdrościła, jej ciało już niemal nie przypominało kobiecego, było twarde i umięśnione jak u sportowca no i kobiece atuty, które Thalia miała o wiele... pokaźniejsze. Chyba zauważyła że się jej przygląda bo uśmiech jej się jeszcze poszerzył.
-A gdzie płyniesz?- Zapytała bez ogródek Chow, przeciągając się.
-Słucham?- Zdawało się że ruda była lekko zaskoczona.
-"Sól" wspominałaś, że chcesz się obmyć z soli co oznacza że jesteś związana z morzem, a my przecież jesteśmy na nabrzeżu, zapewne niedaleko twoja łajba a ja potrzebuję transportu.- Tym razem to na ustach Chow pojawił się złośliwy uśmieszek. Thalia jednak długo nie dawała poznać po sobie zaskoczenia, zaraz jej stały grymas powrócił na twarz.
Thalia? To jak zabierzesz mnie na Dernier?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz