piątek, 28 sierpnia 2015

Od Nathairy (CD Blanc'a) - Odwiedziny w królestwie, szokująca wiadomość i upadek

Zaraz, co? Ten tu chce mi wmówić, że jest władcą? ON? Nie, to niemożliwe. To pewnie jakiś żartowniś, mający na celu upokorzenie mojej osoby. Ale z drugiej strony, strażnicy nie wyprowadzili go, co znaczy, że to prawda. ON JEST Lordem. W takim razie: JEST ŹLE! Bardzo źle! I nawet już nie chodzi mi o potraktowanie go jak zwykłego plebsa, bo za to nie mam do siebie pretensji, ani nie żałuję swojego czynu, lecz DLACZEGO potraktowałam go tak, a nie inaczej...
– O nie… – jęknęłam, nagle opuszczając ramiona i rozluźniając napięte dotąd mięśnie – Nie, nie, nie… – powtarzałam, patrząc z rezygnacją i okruchem nadziei na tego chłopaka. Z zewnątrz nie wyglądał na wiele starszego ode mnie.
– Coś nie tak? – spytał, uspokoiwszy się już i podnosząc do góry jedną brew w akcie niezrozumienia.
– Wszystko jest nie tak! – zawołałam – Dlaczego nie obnosisz się ze swoim stanowiskiem?! – jęknęłam, załamując ręce i patrząc na niego z wyrzutem. Nie jestem pewna, kiedy przeszliśmy na 'Ty', być może właśnie ja to zapoczątkowałam. Cóż, stało się.
– Cóż… – zaczął, lekko zbity z tropu – Po prostu tego nie lubię… – odparł, dalej zdziwiony moją postawą, która jeszcze przed chwilą była całkowicie inna.
– Przecież to nie do pomyślenia! Jesteś KRÓLEM! Zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na Tobie ciąży? Och, doprawdy! Musisz mieć w sobie odrobinę godności, a nie spoufalać się z ludźmi niższej kategorii! – naskoczyłam na niego, lecz potem dodałam szybko, między zdaniami: – I wcale nie mówię o sobie, jestem na o wiele wyższym poziomie intelektualnym od nich, ale nie o tym mówię! – Po raz kolejny spojrzałam na niego z oburzeniem, jak matka, która przyłapała swoje dziecko na nieposprzątaniu pokoju. – I jeszcze te… szmaty tutaj – prychnęłam, wskazując pogardliwie na jego obecny ubiór – Nie powinieneś ich nosić! Na litość boską… – mruknęłam, masując sobie dwoma palcami skroń. Pomimo mojego załamania nerwowego, usłyszałam ciche parsknięcie chłopaka, które potem wydostało się z niego, jako donośny śmiech. Spojrzałam na niego z nieukrywaną irytacją: – Co cię tak śmieszy?!
– Jesteś zabawna – powiedział, wycierając niewidzialną łzę z policzka. Popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem, po czym wskazał mi na duże drzwi po lewej stronie tronu, które prowadziły do wielkiego salonu. Skąd to wiem? Och, przestudiowałam nasze królestwo wieki temu, w nadziei, że kiedyś będę tu mieszkać na stałe…!
Chłopak pchnął dwa drewniane skrzydła i wszedł pierwszy do pomieszczenia.
– Przydałaby mu się jeszcze lekcja manier – prychnęłam do siebie, również mijając pozłacany próg. Znaleźliśmy się w ogromnym pokoju. Jego plan nie był szczególnie zachwycający, ponieważ ściany tworzyły zwykły prostokąt, ale za to wnętrze! Złote fotele obite aksamitem, dywany szyte gdzieniegdzie złotą nicią, brązowe stoły z pozłacanymi nóżkami… Wszystko miało w sobie jakieś dodatki złota! Wspaniale!
– Rozgość się – oznajmił „Lord” wskazując dłonią na siedzenia ustawione wzdłuż ściany. Tak jak myślałam, gdy odwróciłam się w jego stronę, on już siedział. Maniery – poziom zero.
– Żeby to było takie proste… – mruknęłam cicho do siebie, w odpowiedzi na jego słowa.
Podeszłam do pierwszego fotela, zaraz przy chłopaku i lekko na nim przysiadłam.
– Więc, chciałem… – zaczął, rozkładając się, lecz widząc, że wstaję, natychmiast zamilkł. – Co ty robisz…? – zapytał po dłuższej chwili milczenia, podczas której zdążyłam już przetestować dwa z siedmiu siedzisk.
– Żadne miejsce nie jest odpowiednie… – odparłam, moszcząc się na jedwabnym fotelu.
– Co jest w nim złego? Wszystkie są bardzo wygodne – zachichotał cicho pod nosem.
– Nie. Tu, gdzie siedzę, odbija się lekkie echo, poza tym, jest wprost do okna, więc wieje na mnie wiatr… – rzekłam, jakby to było coś oczywistego i wyprostowałam się, idąc na środek pokoju i rozglądając się dookoła – To miejsce jest strasznie źle umeblowane! – zawołałam z lekką irytacją – Jak można…
– Szasta! – krzyknął uradowany do wielkiego psa, który nagle wpadł do środka przez drzwi podtrzymywane przez strażnika. Jak on mógł go tu wpuścić?! Ten strażnik jest już oficjalnie na mojej czarnej liście!
– P-Pies! Zabierz tego psa! – pisnęłam, widząc bestię, która biegła prosto na mnie. Zerwałam się z miejsca i zrobiłam pierwsze, co mi przyszło do głowy oraz co podpowiadał mi mój instynkt przetrwania; wskoczyłam na jedno z foteli, po czym niezgrabnie wdrapałam się na ogromną szafę, która sięgała aż do sufitu, lecz miała między nim, a swoją górą wolną przestrzeń, więc mogłam się tam schować. Zerknęłam ostrożnie na dół. Ten potwór dalej tam stał i napierał łapami na moje schronienie, chcąc dostać się na górę. Ślinił się i szczekał. Ohyda...
– Hej! Szasta! – zawołał jego pan, po czym zbliżył się do psa, próbując go odciągnąć. Z kolei ja poczułam coś miękkiego, które łaskotało mnie w dłoń. Spojrzałam w tamtym kierunku i… O zgrozo! KOT Z KURZU!
– AAAAAAA! – wrzasnęłam na cały głos, na co Luke (?) i jego bestia popatrzyli w moim kierunku. To działo się w ułamku sekundy. Ja, krzycząca w niebo głosy, przechyliłam się do przodu, chcąc się wydostać z tego… strasznego (!!!) miejsca, spadająca szafa i wylądowanie na chłopaku, przy akompaniamencie wielkiego huku spowodowanego przez mebel. Lecz zaraz nastała głucha cisza, a mi dalej dźwięczało w uszach.
– N-Nic Ci nie jest? – zapytał, podnosząc się powoli z podłogi. Spojrzałam z przerażeniem na połamaną komodę i odpełzłam od niej, nie kryjąc mojej paniki.
– T-T-T-T-T-T-T… T-T-Tam b-b-był… K-KURZ! – krzyknęłam czując, że dostałam nagłej palpitacji serca. To już było dla mnie zdecydowanie za wiele. Widok przed moimi oczami się rozmazał. Padłam na podłogę i najzwyczajniej w świecie – zemdlałam.
Blanc? Nie dopuszczaj do niej więcej pupili i szaf, bo to może się źle skończyć XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz