wtorek, 1 września 2015

Od Thalii (CD Chowlie) - Srokata klacz

        Thalia zaczęła rozglądać się dookoła. Szybko omiotła wzrokiem cały pokład, a jej twarz przybrała odrobinę surowy wyraz. Oczywiście nie była na nic, ani na nikogo zła. Po prostu często robiła taką minę, czy czegoś (lub kogoś) szukała. Była to stara sztuczka, której nauczył ją jej ojciec, podczas ich niemalże tygodniowej znajomości. Miało to miejsce na pokładzie "Zemsty królowej Anny", dokładnie 12 lat temu. Gdy Sztorm sobie o tym przypomniała, dotarło do niej, że odkąd widziała swego ojca (choć nigdy nie łączyły ich stosunki ojciec-córka) minęła równo połowa jej życia. Wywróciła tylko oczami i parsknęła pogardliwie.
Znów szybko się rozejrzała. Nie wiedziała gdzie podziała się Chow, ani jej papuga, po tym gdy musiała zostawić ich na chwilę samych. Piratka popatrzyła na liny, po których wcześniej skakała dziewczyna. Teraz jej tam nie było, a wątpiła że znajdzie ją w bocianim gnieździe. Tylko w takim razie gdzie...
"Oczywiście! Bukszpryt!"- ta myśl od razu przyszła jej do głowy i wydała się całkiem realna. Kapitan skierowała się na dziób statku, gdzie oczywiście znalazła Chow i jej papugę, która siedziała na ramieniu dziewczyny.
Sargent uśmiechnęła się rozbawiona. Ten widok od razu skojarzył jej się z galionem. Było to dziwne skojarzenie, zwłaszcza że te postacie znajdowały się pod bukszprytem. Poza tym Chow nie przypominała obecnego galionu "Przeklętej Syreny". Tego typu figury miały na celu odstraszanie innych, a Syrena "Przeklętej Syreny" nie stanowiła wyjątku. Nie przypominała ładnych rybich kobiet z opowieści rybaków, tylko morskiego potwora, który w dodatku szczerzył ładnie kły w sępim uśmiechu.
-Ale galion już mamy.- rudowłosa podeszła do gościa.- Z resztą, chyba miejsce pomyliłaś, bo galiony są pod, nie na bukszprycie.- zawołała, nie kryjąc rozbawienia.
Młoda brunetka odwróciła się do Thalii i uśmiechnęła z zadowoleniem. Najwyraźniej bardzo podobało jej się siedzenie na bukszprycie.
-Jeśli chcesz, mogę robić za nowy galion.
-W takim razie poszukaj statku o ładniejszej nazwie. Z twoją buźka bardziej przypominasz prawdziwą syrenę, niż przeklętą bestię.- zaśmiała się, widząc minę Chow.
Brunetka zamrugała ze zdziwienia. Najwyraźniej nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszała, zwłaszcza że dla wielu Chowlie wyglądała jak chłopak.
-W takim razie, Ozzi może robić za pierzastego demona.- papuga nimfa słysząc swoje imię, zaczęła kręcić głową z zainteresowaniem.
-Yhym, już wcześniej widziałam.- uśmiechnęła się odrobinę, na wspomnienie o zamieszaniu, jakie wybuchło z powodu papugi. Chow wyszczerzyła się zadowolona, ale zaraz zwróciła się do piratki.
-Nie jesteś zła za to... małe zamieszanie?
-A gdzie tam! - machnęła niedbale ręką i poprawiła kapelusz, który zsunął się jej na czoło.- Myślę że nikt nie ma ci tego za złe. To było całkiem zabawne.
-Doprawdy?- Chow uniosła brew- To się nazywa solidarność. Chociaż jedna osoba na pewno mi tego nie wybaczy.- miała oczywiście na myśli pechowca,  który odważył się ją zaczepia i wylądował w morzu.
-Sądząc po twojej minie wcale ci to nie przeszkadza, co?
-Nie. Ani trochę.
-No i prawidłowo! Co tam Ozzi?- Thalia zwróciła się do żósmej papugi, która kręciła się na ramieniu Chow.
-K*rrrrrrwa mać!
-Z ust mi to wyjąłeś.
Chowlie obserwowała z rozbawieniem dziwną rozmowę tej dwójki. Chociaż, gdy nimfa po raz piąty powtórzyła swoje dwa słowa, uciszyła papugę, pytając się kto ją tego nauczył. Zgadnijcie jaką otrzymała odpowiedź.
-Widzę że się dogadaliście.-Chow zauważyła przekornie.- Ponoć nikt nie rozumie papug lepiej niż piraci. Czy tak właśnie jest?
-E, tam. Stare przesądy. Owszem, niektórzy mają ary, ale tylko ci którym odcięto język. Taka ciekawostka.
-By za nich mówiły.- Chow szybko skojarzyła, a Sztorm skinął głową.- Ozzi by się do tego nie nadawał.
-A dlaczego nie?- Thalia zaśmiała się cicho- Myślę, że opanował najważniejsze zwroty.
Chow również się uśmiechnęła.
-Masz jeszcze jakieś ciekawostki w zanadrzu?
-Gibbs... ten, który wcześniej do nas podszedł...
-Pierwszy oficer?- zagaiła Chow, a Sargent gwizdnęła z aprobatą.
-Widzę, że znasz się na rzeczy.
-Coś tam wiem. I co z nim?
-Hoduje małpę. Kapucynkę... ej, co to za spojrzenie? Mówię prawdę! Trzyma ją na dole, ale często paraduje z nią na pokładzie.
-A ty? Masz małpę czy papugę?
Sargent uśmiechnęła się tajemniczo. Pomyślała o swoim pupilku, który pływał w okolicach statku, czekając aż ktoś nierozważny wpadnie do wody i odpłynie na tyle daleko od statku, by mogła go pochwycić.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?- odpowiedziała jej kiwnięciem głowy. Na ustach Sztorm wciąż tańczył ten sam uśmiech, nawet gdy zaczęła nuci melodię, która przywoływała Skatę. Wyjęła z kieszeni flakonik z krwią i podała go Chowlie.
-Otwórz to i wrzuć do oceanu.
Dziewczyna uniosła brwi, ale z zaciekawieniem wykonała zadanie. Płyn zaczął bawić przeźroczystą wodę, tworząc niewielki czerwony punkt. Chwilę później ze szkarłatnego kręgu wyłonił się łeb konia. A przynajmniej zwierzęcia, które wyglądało jak koń.
-Kelpia.- W głosie Chow, Thalia wyczuła radość i wielką ciekawość.
-Znasz się na koniach, co?
-Tych stworzeń nie nazwałabym końmi, ale tak. Jak ma na imię?
-Skata.
Thalia rzuciła do wody kawałek mięsa, który zaraz zniknął w paszczy each uisce. Skatę wydają z siebie przeraźliwym dźwięk, przypominający wdowa lament, a następnie zanurkowała w morskiej pianie.

                         ~***~

-A oto Dernier. Ostatni Ląd, czy jak my to nazywamy... Kraniec Świata!- krzyknął ktoś na pokładzie.
W istocie oczom załogi ukazał się ląd, który część z nich znała aż za dobrze. Wiązały się z nią pewne wspomnienia, jednak mimo wszystkiego nie były one zbyt dobre. Zwłaszcza dla Thalii, która od jakiegoś czasu unikała wyspy jak ognia. 
-A więc jesteśmy.- zwróciła się do Chwolie.- Wszystko w porządku?  
-Jasssne. Dzięki. Naprawdę nie chcesz się tutaj zatrzymać? Wiem, że dla was domem jest ocean, ale... 
-Nie w tym rzecz. No, nie do końca.  
-Acha. Kolejna tajemnica, co?- Chow uśmiechnęła się odrobinę.- Rozumiem, że dlatego mam milczeć? 
-Dobrze rozumujesz. Pożegnałabym się na lądzie, ale...
-Wolisz nie opuszczać pokładu.
-... I zniknąć najszybciej jak to możliwe. Dokładnie.
"Przeklęta Syrena " odpłynęła do portu. Kątem oka Thalia zauważyła, jak niektórzy kamraci rozglądając się nerwowo. Oczywiście tylko niewielka część z nich brała udział w kradzieży, ale każdy kto służy na "Przeklętej Syrenie " zna historię statku.
-No, to tu nasze drogi się rozchodzą.- zauważyła Sztorm. Może i nie znają brunetki zbyt długo, ale zdążyła ją polubić.
-Czy ja wiem... może jeszcze kiedyś się skrzyżują.
-Mam nadzieję. Daj znać, gdy będziesz potrzebować transportu.
-Oczywiście. Daj znać, gdy będziesz potrzebować towarzyszą,  który zapłaci milczeniem.
Na pożegnanie, Thalia zasalutowała jej tak ironicznie, że Chow zaczęła się śmiać. Opuściła pokład z Hrabią Ozyrusem Ozbornusem Gilmastrem pierwszym Mistralem (?), ale Thalia miała dziwne przeczucie, że jeszcze kiedyś się spotkają.
"Przeklęta Syrena " znów wypłynęła. Wyglądało to tak, jakby sam okręt chciał znaleźć się jak najdalej od Dernier. Sztorm obserwowała port, który z każdą chwilą był coraz dalej. Stojący obok niej Gibbs odetchcą z ulgą. Thalia również chciała pozwolić sobie na chwilę wytchnienia, ale nadal była niespokojna. Coś jej się w tym wszystkim nie podobało, ale nie wiedziała co. Miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje...


Chow, wybacz mi to zakończenie i sposób w jaki przyspieszyłam podrów *^*
A tobie, NyanKocie daję teraz wolną rękę i penergii pole do popisu XD

piątek, 28 sierpnia 2015

Od Nathairy (CD Blanc'a) - Odwiedziny w królestwie, szokująca wiadomość i upadek

Zaraz, co? Ten tu chce mi wmówić, że jest władcą? ON? Nie, to niemożliwe. To pewnie jakiś żartowniś, mający na celu upokorzenie mojej osoby. Ale z drugiej strony, strażnicy nie wyprowadzili go, co znaczy, że to prawda. ON JEST Lordem. W takim razie: JEST ŹLE! Bardzo źle! I nawet już nie chodzi mi o potraktowanie go jak zwykłego plebsa, bo za to nie mam do siebie pretensji, ani nie żałuję swojego czynu, lecz DLACZEGO potraktowałam go tak, a nie inaczej...
– O nie… – jęknęłam, nagle opuszczając ramiona i rozluźniając napięte dotąd mięśnie – Nie, nie, nie… – powtarzałam, patrząc z rezygnacją i okruchem nadziei na tego chłopaka. Z zewnątrz nie wyglądał na wiele starszego ode mnie.
– Coś nie tak? – spytał, uspokoiwszy się już i podnosząc do góry jedną brew w akcie niezrozumienia.
– Wszystko jest nie tak! – zawołałam – Dlaczego nie obnosisz się ze swoim stanowiskiem?! – jęknęłam, załamując ręce i patrząc na niego z wyrzutem. Nie jestem pewna, kiedy przeszliśmy na 'Ty', być może właśnie ja to zapoczątkowałam. Cóż, stało się.
– Cóż… – zaczął, lekko zbity z tropu – Po prostu tego nie lubię… – odparł, dalej zdziwiony moją postawą, która jeszcze przed chwilą była całkowicie inna.
– Przecież to nie do pomyślenia! Jesteś KRÓLEM! Zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na Tobie ciąży? Och, doprawdy! Musisz mieć w sobie odrobinę godności, a nie spoufalać się z ludźmi niższej kategorii! – naskoczyłam na niego, lecz potem dodałam szybko, między zdaniami: – I wcale nie mówię o sobie, jestem na o wiele wyższym poziomie intelektualnym od nich, ale nie o tym mówię! – Po raz kolejny spojrzałam na niego z oburzeniem, jak matka, która przyłapała swoje dziecko na nieposprzątaniu pokoju. – I jeszcze te… szmaty tutaj – prychnęłam, wskazując pogardliwie na jego obecny ubiór – Nie powinieneś ich nosić! Na litość boską… – mruknęłam, masując sobie dwoma palcami skroń. Pomimo mojego załamania nerwowego, usłyszałam ciche parsknięcie chłopaka, które potem wydostało się z niego, jako donośny śmiech. Spojrzałam na niego z nieukrywaną irytacją: – Co cię tak śmieszy?!
– Jesteś zabawna – powiedział, wycierając niewidzialną łzę z policzka. Popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem, po czym wskazał mi na duże drzwi po lewej stronie tronu, które prowadziły do wielkiego salonu. Skąd to wiem? Och, przestudiowałam nasze królestwo wieki temu, w nadziei, że kiedyś będę tu mieszkać na stałe…!
Chłopak pchnął dwa drewniane skrzydła i wszedł pierwszy do pomieszczenia.
– Przydałaby mu się jeszcze lekcja manier – prychnęłam do siebie, również mijając pozłacany próg. Znaleźliśmy się w ogromnym pokoju. Jego plan nie był szczególnie zachwycający, ponieważ ściany tworzyły zwykły prostokąt, ale za to wnętrze! Złote fotele obite aksamitem, dywany szyte gdzieniegdzie złotą nicią, brązowe stoły z pozłacanymi nóżkami… Wszystko miało w sobie jakieś dodatki złota! Wspaniale!
– Rozgość się – oznajmił „Lord” wskazując dłonią na siedzenia ustawione wzdłuż ściany. Tak jak myślałam, gdy odwróciłam się w jego stronę, on już siedział. Maniery – poziom zero.
– Żeby to było takie proste… – mruknęłam cicho do siebie, w odpowiedzi na jego słowa.
Podeszłam do pierwszego fotela, zaraz przy chłopaku i lekko na nim przysiadłam.
– Więc, chciałem… – zaczął, rozkładając się, lecz widząc, że wstaję, natychmiast zamilkł. – Co ty robisz…? – zapytał po dłuższej chwili milczenia, podczas której zdążyłam już przetestować dwa z siedmiu siedzisk.
– Żadne miejsce nie jest odpowiednie… – odparłam, moszcząc się na jedwabnym fotelu.
– Co jest w nim złego? Wszystkie są bardzo wygodne – zachichotał cicho pod nosem.
– Nie. Tu, gdzie siedzę, odbija się lekkie echo, poza tym, jest wprost do okna, więc wieje na mnie wiatr… – rzekłam, jakby to było coś oczywistego i wyprostowałam się, idąc na środek pokoju i rozglądając się dookoła – To miejsce jest strasznie źle umeblowane! – zawołałam z lekką irytacją – Jak można…
– Szasta! – krzyknął uradowany do wielkiego psa, który nagle wpadł do środka przez drzwi podtrzymywane przez strażnika. Jak on mógł go tu wpuścić?! Ten strażnik jest już oficjalnie na mojej czarnej liście!
– P-Pies! Zabierz tego psa! – pisnęłam, widząc bestię, która biegła prosto na mnie. Zerwałam się z miejsca i zrobiłam pierwsze, co mi przyszło do głowy oraz co podpowiadał mi mój instynkt przetrwania; wskoczyłam na jedno z foteli, po czym niezgrabnie wdrapałam się na ogromną szafę, która sięgała aż do sufitu, lecz miała między nim, a swoją górą wolną przestrzeń, więc mogłam się tam schować. Zerknęłam ostrożnie na dół. Ten potwór dalej tam stał i napierał łapami na moje schronienie, chcąc dostać się na górę. Ślinił się i szczekał. Ohyda...
– Hej! Szasta! – zawołał jego pan, po czym zbliżył się do psa, próbując go odciągnąć. Z kolei ja poczułam coś miękkiego, które łaskotało mnie w dłoń. Spojrzałam w tamtym kierunku i… O zgrozo! KOT Z KURZU!
– AAAAAAA! – wrzasnęłam na cały głos, na co Luke (?) i jego bestia popatrzyli w moim kierunku. To działo się w ułamku sekundy. Ja, krzycząca w niebo głosy, przechyliłam się do przodu, chcąc się wydostać z tego… strasznego (!!!) miejsca, spadająca szafa i wylądowanie na chłopaku, przy akompaniamencie wielkiego huku spowodowanego przez mebel. Lecz zaraz nastała głucha cisza, a mi dalej dźwięczało w uszach.
– N-Nic Ci nie jest? – zapytał, podnosząc się powoli z podłogi. Spojrzałam z przerażeniem na połamaną komodę i odpełzłam od niej, nie kryjąc mojej paniki.
– T-T-T-T-T-T-T… T-T-Tam b-b-był… K-KURZ! – krzyknęłam czując, że dostałam nagłej palpitacji serca. To już było dla mnie zdecydowanie za wiele. Widok przed moimi oczami się rozmazał. Padłam na podłogę i najzwyczajniej w świecie – zemdlałam.
Blanc? Nie dopuszczaj do niej więcej pupili i szaf, bo to może się źle skończyć XD

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Chowlie (CD Thalii) - Pierzasty kłopot

Szarooka taksowała jakiś czas panią kapitan i resztę załogi. Informacja na temat piratów nie specjalnie ją interesowała. Od dłuższego czasu ma na głowie coś wo wiele bardziej interesującego, czy też jak kto woli wartościowego, wszak każda informacja pochodząca z jej ust ma swoją cenę. Poza tym nie w głowie jej jedynie praca i pieniądze, więc nie zależało jej na rozpowiadaniu takiej informacji. Mogła znaleźć tutaj świetnego towarzysza rozmów i zabaw a także kolejną wtyczkę w świecie. Wieści rozchodzą się szybciej niżeli zaraza a po morzach też nie mało ich krąży. Przyjaciel pirat to dobry przyjaciel. Nie... zdecydowanie nie na rękę jej wydawać korsarzy to już nie ten poziom.
-Nie masz się co martwić.- Wyszczerzyła się w zbójeckim, ale miłym uśmiechu. -Będę milczeć udolniej niżeli nieboszczyk.
-Tym lepiej, bo szkoda było by cię w niego zamieniać.- Oznajmiła spokojnie Thalia, jej ton był zimny co miało znaczyć że nie żartuje i nie zawaha się zabić w razie zbyt długiego języka. Nie musiała się obawiać takiego scenariusza. Ich rozmowę przerwało znajome "K*rrrrwa mać!" Oraz głośne klniecie jednego z marynarzy. Obie kobiety obróciły się równocześnie w stronę szamotaniny. Troje mężczyzn goniło za małym, żółtym czymś. Chow westchnęła głośno i pokiwała z rezygnacją głową gdy pierzasta papuga przysiadła jej na ramieniu z swoim standardowym zawołaniem.
-To twoje?- Zapytał sapiący z wściekłości jeden z żeglarzy który przed chwilą gonił ptaka. Na jego czerwonej bandamie widniała teraz nowa lśniąca bielą "ozdoba". Dziewczyna nie odpowiedziała, bo też nie było takiej potrzeby. Papuga wtuliła się w jej szyję i włosy demonstrując kto jest jej panią.
-Przeklęty pomiot.- Syknęła szeptem patrząc kątem oka na pupila.
-To g*wno właśnie napaskudziło mi na głowę i pokład!- Wydarł się jeszcze głośniej na szatynkę, wskazując białą plamę. Rudowłosa chciała zareagować, jednak ledwo zauważalnym gestem Chow ją powstrzymała. Thalia przystała na prośbę, bo rozumiała że Chowli będąca zmuszona na towarzystwo jej załogi musiała zdobyć choć w małym stopniu szacunek jako gość, dla własnej wygody i bezpieczeństwa, Z resztą gońcowi nie uśmiechało się użerać z tymi górami mięśni, szkoda by było gdyby kogoś musiała zabić. Gościowi nie przystoi na coś takiego.
-I co ja za to mogę?- rozłożyła ramiona z niewinnym uśmieszkiem. -Z resztą jakie masz dowody że to właśnie to zwierzę, a nie jakaś mewa? Jesteśmy jeszcze przy brzegu.
-Wszyscy widzieli że to ta sroka!- warknął wskazując na ptaka.
-W gwoli ścisłości papuga-nimfa- Wyjaśniła z stoickim spokojem i ledwo widocznym uśmieszkiem.
-Może być i struś! G*wno mnie to obchodzi!
-Ja tam widzę że to g*wno obchodzi cię więcej niż cokolwiek innego na tym statku.- Prowokowała go dalej czemu cały czas z zaciekawieniem przyglądała się Thalia.
-Trzymajcie mnie bo zaraz z niej i jej ptaka zrobię rosół!- Zacisnął pięści tak mocno że aż zbielały mu kłykcie.
-K*rrrrwa mać!- Zawoła Ozzi
-Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, czy też kałem. To trzeba posprzątać.- Chow obojętnie wzruszyła ramionami. w tym momencie pirat nie wytrzymał.
-Posprzątam to twoim ryjem panienko...- Sięgnął za pas po szablę. Zapewne pani kapitan zwykle nie pozwalała na burdy w załodze, jednak Chow do niej nie należała. Klinga zabłyszczała w słońcu i skierowała się na kobietę która jak gdyby nigdy nic uskoczyła wykonując piruet. Papuga wzbiła się w powietrze i przysiadła na maszcie. Reszta załogi wietrząc niezłe widowisko zebrała się wokoło walczących. Rozsierdzony kipiącym uśmieszkiem i postawą przeciwniczki mężczyzna doskoczył do niej, ale znów nim cokolwiek zrobił ta uskoczyła przed nim jak sarna, przez co jedynie się wywrócił co wywołało salwę śmiechu. Żeglarz pozbierał się, ale nim znów zaatakował coś świsnęło w powietrzu i trafiło go w palce przez co z sykiem bólu wypuścił broń. A gdy się po nią schylił następny pocisk trafił go w tyłek, przez co z głośnym klęciem wyprostował się łapiąc za obolałą część ciała. Chow zakręciła w ręku swoją procą i posłała przeciwnikowi prowokujące oczko. Rozpalony do białej gorączki marynarz w biegu pochwycił szablę i zaszarżował na kobietę. Ta znów go wykiwała jedynie ustępując mu drogi.
-Ochłoń trochę.- Wyszczerzyła się gdy był już ją minął kopnęła go z pół obrotu w obolałą część ciała, dostarczając mu tym samym dodatkowego pędu. Biedak nie zdołał wyhamować przed burtą i z chlupotem oraz niewybrednymi słowami wylądował w wodzie. Chow ku uciesze załogi z tryumfalnym wyrazem twarzy schowała procę za pas. W tym czasie ktoś zrzucił pokonanemu drabinkę. Gdy wczołgał się na pokład mokry i zdyszany patrzył na dziewczynę z dozą nienawiści ale widać było, że nabrał ogłady i więcej nie odważy się zdenerwować nowego gościa.
-A ty czego się gapisz?! Łeb już zmyły tobie fale ale pokład sam się nie umyje.- Warknęła na niego Thalia. Bez słowa wstał i zabrał się za mopowanie. -W również! Co sterczycie? wydałam chyba rozkazy, hę? Za godzinę chcę być na pełnym morzu.- Dodała i całe zbiegowisko rozeszło się do swoich zadań.
-Sorki, za pokiereszowanie załoganta jednak nie mogłam się powstrzymać.- Uśmiechnęła się, na co piratka jedynie machnęła ręką.
-K*rrr...- Papuga sfrunęła ponownie na ramię właścicielki z okrzykiem, ale nie dokończyła bo dziewczyna złapała ją za dziób.
-Ciekawe zwierzę.- Kapitan przyjrzała się ptakowi.
-Raczej głupie, przykleiło się do mnie jak rzep- westchnęła puszczając Ozzi, która zagwizdała wesoło.
-Mówi coś jeszcze? Powiedz jak masz na imię.- Ruda wyjęła jakiegoś sucharka i pokazała go zwierzakowi mając nadzieje że zareaguje.
-Tylko te dwa słowa co już słyszałaś, jest na to za głupia. A wabi się Hrabia Ozyrusus Ozbornusus Gilmaster pierwszy Mistral.- wyrecytowała imię pupila na co Thalia na chwilę zamarła i z zdziwieniem popatrzyła na rozmówcę.
-Że jak?- Skrzywiła się, a papuga wykorzystują jej nieuwagę ukradła ciasteczko i zjadła je.
-Hrabia Ozyrusus Ozbornusus Gilmaster pierwszy Mistral, wiem długie dlatego wołam ją Ozzi.
-Więc to samiczka tak?- Żeglarka znów zainteresowała się ptakiem.
-Tak, ale myślałam że to samczyk więc dostała takie imię, później okazało się co innego, ale imię zostało.- Wzruszyła ramionami i podrapała towarzysza w szyję na co ten wyprężył się i wydał dźwięk przypominający gotującą się wodę.
-Kapitanie.- Podszedł mężczyzna który jak wydawało się Chow musiał być oficerem, albo kimś takim na statku, bo Thalia na niego jako jedynego się nie nadzierała.
-Co jest Gibbs?- Przerzuciła swoje zainteresowanie z papugi na niego.
-Potrzebujemy Cię na mostku.- Wyjaśnił krotko i skierował się w stronę rufy.
-Muszę ma chwilę cię zostawić, mam nadzieję że zajmiesz się sobą.- Oznajmiła krótko do swojego gościa Thalia i ruszyła za Gibbsem zostawiając Chow samą. Dziewczyna obróciła się i ogarnęła wzrokiem cały okręt. Większość prac było już wykonanych, żagle postawione, łódź obrała kurs, wypłynęła z zatoki, teraz nastała ta bardziej spokojna i najdłuższa część rejsu. Większość załogi zajmowało się zakładami, grą w karty, siłowaniem na rękę, piciem bądź spaniem. Pracowali nie liczni i raczej biernie, t tym momencie tak naprawdę jedynie sternik maił co robić. Tak to przynajmniej wyglądało, ale chow doskonale wiedziała że praca na okręcie nigdy nie ustaje. Przeszła się więc spokojnie po całym pokładzie zapamiętując najmniejsze szczegóły okrętu, a gdy po niedługim czasie się znudziła wzrok przykuła jej ulubiona część statku. Wielu uwielbia bocianie gniazdo bądź wspinanie się po rejach, ale bocianie gniazdo było zbyt zwykłe, a wszelkie olinowanie już całe tutaj obskoczyła, co zapewne nie umyło uwadze załogi i kapitana. W końcu mało który marynarz bawi się skacząc jak małpa po masztach i burtach. Ale teraz właśnie przyszła pora na niego, o tak. Dziewczyna przeszła po niestabilnych fokrejach na dziób okrętu a następnie weszła na sam koniec bukszprytu jak po równoważni. Tam usiadła okrakiem i napawała się tym niezwykłym uczuciem, gdy siedzi się na najbardziej wysuniętej części statku a morska bryza uderza po policzkach. Uśmiech dziewczyny zmienił się jednak w niezadowolony grymas gdy Hrabia Ozyrusus zaskrzeczał jej koło ucha swoje ulubione słowo.
-Ty durny ptaku kto cię tego nauczył?!- Warknęła łapiąc go w locie. Nie czekała na jakąkolwiek odpowiedź prócz "K*rrrwa mać", z resztą dobrze wiedziała że choć niespecjalnie to ona nauczyła tego papugę. W końcu puściła ptaka który niezrażony zachowaniem właścicielki usiadł jej na ramieniu i jak zwykle wtulił się w jej szyję.
-Dobrze się bawisz?- Usłyszała czyjś krzyk za sobą, obróciła się na tyle ile mogła tak by nie spaść. Na dziobie stała rudowłosa pani kapitan
-Ale galion już mamy, z resztą chyba miejsce pomyliłaś, bo galiony są pod, nie na bukszprycie.- Zawołała z rozbawieniem do nowego "galionu".
<Thalia? A tak z ciekawości ile potrwa rejs???>

niedziela, 16 sierpnia 2015

Od Yanan CD Larsa - Obrażanie wulkanów grozi stopieniem

- Em...Co to jest? - wypala chłopak.
Odwracam się gwałtownie z poirytowaniem na twarzy, co jest na prawdę łagodną reakcją jak na mnie. Natomiast Vis najeża się, wysuwa pazury i pokazuje swoje piękne kły, ostro zakończone i wydaje z siebie takie warknięcia, jakich uczyłam ją bardzo długo.
- Nie waż się tak mówić o mojej towarzyszce. To jest... moja przyjaciółka, a to że nie wygląda jak typowy smutasowy i nudny wilk to nie twoja sprawa. Nie radzę jej obrażać jak którakolwiek z nas jest w pobliżu bo następnym razem nie będzie tak miło jasne? - warczę mu w twarz, stając na palcach, dosyć blisko jego twarzy.
Chłopak jednak krzywi sie dziwacznie i pstryka mnie palcem w brzuch. Nie zwracam na to większej uwagi lecz odsuwam się posyłając w jego stronę pioruny z oczu iskrząc się taką samą mocą w środku.
- No, spokojnie Vista on już cie więcej nie obrazi, to tylko jakiś głupi, burakowaty gbur. Widziałaś, nawet się bić porządnie nie potrafi.
Słyszę prychnięcie i kiedy spoglądam kątem oka na chłopaka, widzę jak się napina i przedrzeźnia mnie pod nosem, śmiesznie wymachując rękami. Wywracam oczami i prycham, uśmiechając się ironicznie. Głaskam jeszcze przez chwilkę Vistę, żeby ją uspokoić do końca.
- No to jak, Mēṛhā? Co to za goście?
- Jakoś nie chce mi się akurat t o b i e o tym opowiadać.
- Hym, czemu mnie to nie dziwi? - Wzruszam ramionami i uśmiecham się ironicznie. - No nic, a gdzie się wybierasz?
- Gdzieś, gdzie będzie mniej ciebie i tej twojej... - macha ręką dziwacznie - jej. I ogólnie, ludzi.
- O, no popatrz. My z Vistą też idziemy do lasu. Nie dokończyłyśmy treningu poza tym, tam mieszkamy a zdaje się, że kilka zaklęć upomina się o przetrenowanie, co nie? - zwracam sie do wilczycy.
Spogląda na mnie diabolicznie, wie że te zaklęcia wypełnią ją mocą a nie sprawią, że wyschnie.
- Cudownie. Panie przodem? - Mēṛhā zgina sie lekko ironicznie i wskazuje ręką kierunek.
- To czemu nie idziesz? - prycham i popycham go do przodu.
- Eh, co z ciebie za baba co?
- Taka jakaś... nie babska. Nie pasuje mi to. A tobie? Zawsze mogę poćwiczyć, ty na pewno jesteś w tym świetny, co nie?
Idziemy kawałek, kontynuując tę cudną rozmowę aż w końcu Mēṛhā krzywi się i patrzy na mnie.
- No co? - pytam. Nie lubię jak się na mnie gapią.
- Jak mnie wcześniej nazwałaś?
- Mēṛhā.
- Czyli...?
- Nie musisz wiedzieć. Jedyne co musisz wiedzieć, to to że obrażanie wulkanów - wskazuję na siebie i moją Vis - grozi stopieniem.
Uśmiecham się wrednie i podskakuję robiąc krok.

<Lars? Tak inteligentnie, nie znam twojego imienia, ty mojego ale już zdążyłam cie nazwać XD >

sobota, 15 sierpnia 2015

Od Thalii (CD Chowlie) - Prawo oceanu i ,,Przeklętej Syreny"

        Thalia wpatrywała się przez chwilę w nieznajomą, która przedstawiła się jej jako „Chowlie”. Szybko oceniła, czy powinna jej zaufać i zabrać ze sobą na okręt. Co takiego miała do stracenia? Cóż, teoretycznie to nic. Praktycznie… też niezbyt wiele.
Sztorm jednak nigdy nie była zbyt ufna w stosunku do nieznajomych i nigdy nie spuszczała z nich oka. Chociaż większość z nich traktowała bardziej jak kule u nogi, niż wrogów. Zwłaszcza, gdy byli bezradni i nie wiedzieli jak samemu o siebie zadbać.
Ale Chow nie sprawiała wrażenia zagubionej i bezradnej. Była śmiała i całkiem bystra, co bardzo podobało się Thalii. Chyba miała już dość opowiadania i wyjaśniania innym pewnych spraw i istotnych faktów. Ale skoro ktoś potrafił wpaść na nie sam? To zawsze mogłoby oszczędzić jej niepotrzebnych  wyjaśnień. Kim jesteś? Co tutaj robisz? Po co ci ta szabla?- za dużo głupich pytań nasłuchała się w swoim życiu, by zabierać na pokład Szczury Lądowe, które nie wiedzą kim jest jej załoga i ona sama. Ale Chowlie nie wydawała się taką osobą.
„Czemu nie?”- pomyślała Thalia, gdy wyszła już z wody.- „Zawsze to coś nowego. Poza tym miło będzie gościć na pokładzie kogoś, kto nie jest jednookim facetem, młodym złodziejem, mężczyzną z brodą i małpą na ramieniu, czy też… oh, po prostu miło będzie gościć dla odmiany jakąś  d z i e w c z y n ę.”
-Oh, szukasz transportu, tak? W takim razie masz szczęście, dziewczyno, że trafiłaś na mnie.- Thalia wstała i zaczęła zbierać swoje ubrania i przeróżne drobiazgi.- A swoją drogą, wpuścili mnie tutaj bo ładnie poprosiłam.- dodała niewinnie. Jednak naciągany ton jej wypowiedzi wyraźnie wskazywał na to, że Sztorm mogła dostać się tutaj każdą możliwą drogą z wyjątkiem tej, która przewidywała mówienie „proszę”.
-Dlaczego ci nie wierzę?- Chow zaśmiała się kpiąco, a na twarzy Thalii znów zaczął tańczyć złośliwy uśmieszek.
-Też mnie to zastanawia.
-O, już wychodzimy?- było to pytanie retoryczne, ale ruda Piratka i tak na nie odpowiedziała.
-Musimy się spieszyć, więc lepiej wychodź z wody i się ubieraj. Zabierz tylko to, czego potrzebujesz.
Nowo poznana najwyraźniej nie była tym pomysłem szczególnie urzeczona, co nie umknęło uwadze Thalii (niewiele jej umykało). Dziewczyna zapewne wolała jeszcze chwilę posiedzieć w łaźni i nie miała ochoty nigdzie się spieszyć. Poza tym, kto jak kto, ale ona wyglądała na taką osobę, która zawsze gdzieś biegnie.
Obie dziewczyny wyszły z wody, wysuszyły się pospiesznie i zaczęły ubierać. Thalia Sztorm Sargent, z prawdziwego nazwiska Teach, nigdy nie nosiła ze sobą zbyt wielu rzeczy. Trzymała przy sobie tylko te najbardziej potrzebne drobiazgi. Dlatego też oprócz podartej, białej koszuli, ciemnej pary spodni i długich butów, trochę zniszczonych od nadmiernej ilości soli, nie zabrała ze sobą zbyt wiele. Nie obyło się jednak bez skurzanego pasa, do którego doczepiła szablę i bukłak, pełen wody, trucizny lub rumu. Wszystko zależało od tego w jakim rano była nastroju i czy wypchnęła jakiegoś nieudacznika za burtę okrętu.
Jednak oprócz tego wszystkiego miała jeszcze ze sobą kapelusz z białym piórem, pokryty wieloma zadrapaniami i kilkoma dziurami. Tak, kapelusz był w tym wszystkim najistotniejszy. Była to chyba obsesja wszystkich Piratów, jacy pływali na tych wodach.
Mogłeś odebrać Piratowi jego skarb, okręt, czy też podziurawić pokład w jego łajbie. Równie dobrze mogłeś wymordować mu całą załogę, rodzinę, bądź przyłożyć jemu samemu nóż do gardła. Kapitana mogłeś pozbawić honoru, a jego załogę dachu nad głową i morskiej bryzy na twarzy. Gdy byłeś doświadczonym wojownikiem, mogłeś odebrać Piratowi broń. Mogłeś pozbawić go ręki, nogi, oka, czy też życia. Mogłeś kazać mu skakać do wody, prosto w paszczę Krakena. Mogłeś go okraść gdy spał. Jeśli miałeś dużo szczęścia, mogłeś zabrać cały jego dobytek i zostawić Pirata na małej wyspie, z trzema palmami na krzyż. Bez broni, bez załogi i bez ubrań. To wszystko było wybaczalne. Ale jeśli Pirat stracił, lub co gorsza- zgubił swój kapelusz, chustę, lub inne okrycie, który zwykł nosić na głowie, to w oczach swych pobratymców nie mógł już nazywać się Piratem. To była jedna z zasad mórz i oceanów. Taka była zasada Piracka. Prawo, znajdujące się w niespisanym Kodeksie Pirackim. Było ono tak oczywiste, że nie wymagało dowodów w postaci dokumentu. Albowiem papier i tusz mogą się przydać przy innych rachunkach, a tak oczywistych rzeczy nie powinno się spisywać. No bo po co, skoro każdy Pirat znał swój Kodeks na pamięć?
Płomienna dobyła swego kapelusza, otrzepała z kurzu i założyła na morką głowę, kładąc ogromny nacisk, by jej palce jak zwykle poprawiły sam przód nakrycia. Była to wielka „ceremonia” trwająca zaledwie kilka sekund, ale odgrywała ważną rolę dla każdego morskiego straceńca.
Chowlie najwyraźniej to dostrzegła, bo zaczęła przyglądać się Thalii, nie kryjąc rozbawienia. Młodsza dziewczyna kaszlnęła w pięść.
-Ktoś się tutaj przed chwilą spieszył.- przypomniała, a uśmiech nadal nie schodził z jej ust. Piratka wywróciła oczami.
-Tak jest.- zasalutowała jej ironicznie.
Na koniec każda z nich odszukała swą obroń , schowała przy pasie i obie wyszły z łaźni.

                                                                               ~***~

Rudowłosa dziewczyna zaśmiała się, widząc zabawną minę nowej towarzyszki. Chow z kolei zdawała się być nie tyle rozczarowana, co zmieszana. Jakby nie była pewna, czy Piratka nie robiła sobie z niej żartów, wypowiadając na głos nazwę „okręt”.
Albowiem to co dwie dziewczyny miały przed sobą z pewnością okrętem nie było. Nie można było tez nazwać tego małą łajbą. Mała łódka przypominała raczej szalupę ratunkową, jakie często mocuje się  przy okrętach. W środku miała tylko jedną ławkę, oraz parę długich, drewnianych wioseł.
-Została tylko jedna, czyli reszta już odpłynęła.- mruknęła bardziej do siebie, niż kompanki, lecz Chow i tak wszystko słyszała.- Tak jak się umawialiśmy. Bardzo dobrze.
Thalia gwizdnęła z zadowolenia i bez ostrzeżenia weszła do zimnej wody. Zanurzyła się zaledwie do kolan i już mogła wejść do łódki. Chow jednak dalej stała w miejscu, nie wiedząc, czy ma pójść za rudą dziewczyną.
-Czy nie użyłaś przypadkiem słowa „okręt”?- zapytała, patrząc pochmurnie na ich środek transportu.
-Acha, użyłam. A teraz wskakuj i bierz się do wiosłowania.
-Nie chcę nic mówić, bo kto jak kto, ale ty powinnaś znać się na rzeczy.- zaczęła, gdy obie wiosłowały, płynąc powoli po morzu.- Ale okręty to nie małe łódki z wiosłami.
-Ktoś tu strasznie wybrzydza.- zauważyła Thalia, jednak zaraz znów zaczęła się śmiać.- Słuchaj, musimy tym dopłynąć do tamtego klifu.- wskazała ręką wysoką, białą skałę.
-Hm… niech zgadnę. Za nim masz swoją  p r a w d z i w ą  łajbę, tak?- Chowlie szybko wydedukowała, kładąc mocny nacisk na słowo „prawdziwą”. Thalia potwierdziła skinieniem głowy.
-Tak, właśnie tak. A teraz bierz się do wiosłowania, bo inaczej zniesie nas na mieliznę.

                                                                              ~***~

Gdy obie dziewczyny dopłynęły do celu, powitał ich dość dziki, głośny, ale z pewnością pozytywny okrzyk załogi. Thalia chwyciła czyjąś rękę, która pomogła jej się wdrapać na pokład, a następnie w ten sam sposób pomogła Chow.
-To znacznie lepsza łajba, niż tamto.- mruknęła, ale po jej głosie Thalia wyczytała, że jest całkiem zadowolona.
-A jak! Ma się rozumieć! W końcu to nie byle jaka szalupa, panienko.- odezwał się ktoś z załogi. Thalia była pewna, że służył pod nią już od jakiegoś czasu, ale nie była w stanie przypomnieć sobie jego imienia. Z resztą, na pokładzie pirackich okrętów, gdy nie było się nikim ważnym, nosiło się miano „Ty”, lub „Zapity ryj”, dlatego też Thalia nie zadawała sobie trudu, by przypomnieć sobie imię tego Pirata. Jeśli go nie pamiętała, oznaczało to po prostu, że nie był nikim ważnym i tyle.
-Ej, zaraz!- odezwał się rosły, ciemnoskóry mężczyzna. Był łysy, a w ręku trzymał szablę. Podszedł do dwóch kobiet, przyglądając im się w tym samym czasie. Ale na każdą patrzył inaczej.
Na Thalię spojrzał z posłuszeństwem w oczach, gdyż w końcu to ona wydawała tutaj rozkazy. Ale Chow już nie zaszczycił takim spojrzeniem. Sztorm, widząc już co się święci, spiorunowała mężczyznę, posyłając mu jedno z najbardziej morderczych spojrzeń.
-Tknij ją tylko, a popamiętasz.- mruknęła. Pirat zawahał się przez chwilę, ale zaraz dodał.
-Kobieta na statku przynosi pecha.
-Pływasz pod rozkazami kobiety, więc stul pysk!- krzyknął ktoś inny. Thalia rozpoznała głos Gibbs’a, swego pierwszego oficera i od razu poprawił jej się humor. Ten zawsze wiedział jak komuś nagadać.
-Jeszcze jakieś sprawy?- spytała, przyglądając się niezadowolonemu majtkowi.
-Nie, żadnych.- mruknął. Thalia jednak nie wierzyła mu ani trochę. Wyjęła swój nóż i przycisnęła go do gardła mężczyzny. Nikt na pokładzie nie protestował, bo dlaczego by mieli?
-A gdy jeszcze raz się tak odezwiesz, to rzucę się Skacie na pożarcie. Rozumiemy się?- Thalię niezmiernie bawiło to, ile mogła zrobić, dzięki tytułowi. Sam fakt, że nazywano ją kapitanem, sprawiał że ulegali jej rośli ludzie, wyżsi o co najmniej półtorej głowy. Chow chyba też to zauważyła, bo zaśmiała się rozbawiona.
-Ciekawy widok, nie ma co.
Thalia skinęła głową i po wykrzyczeniu kilku rozkazów i wulgarnych epitetów w stronę co poniektórych, znów wróciła do nowej towarzyszki.
-Witamy na pokładzie „Przeklętej Syreny”- dziewczyna znów przyłożyła dwa palce do kapelusza, salutując teatralnie. Chow lekko uniosła jedną brew.
-„Przeklęta Syrena”? To dopiero niecodzienna nazwa. Słyszałam już o „Ścigaczu”, „Śmiałku”, a nawet „Latającym Holendrze”. Ale czegoś takiego jeszcze nie słyszałam.
-Wiesz… tak naprawdę to ten okręt nosił kiedyś inną nazwę. Zmieniliśmy ją zaraz po tym gdy… pożyczyliśmy tę łajbę.- ruda Piratka mrugnęła to towarzyszki porozumiewawczo.- No, ale przejdźmy do innych kwestii. Co sprowadza cię do Dernier? Ostatni Ląd, co? Kraj wolności, jak to mawiają!
-Pytasz z ciekawości, czy to tutaj obowiązkowe?
-Z ciekawości. Nie musisz odpowiadać. Ale zanim cię tam dowieziemy, wolałabym uzgodnić cenę.
Nowo poznana dziewczyna lekko zmarszczyła brwi. Najwyraźniej nie lubiła poruszać tego tematu, a Thalia dobrze o tym wiedziała. Przecież widziała to już wcześniej. Chow przystawiła nóż do szyi oberżysty. Jednak nie zrobiłaby tego tutaj. Głównie dlatego, że to jest statek Piratów i tutaj obowiązują inne prawa. Oraz dlatego, że Thalia nie dałaby się zaskoczyć, a przy odrobinie nieuwagi Chow mogłaby stać się karmą dla jej Each Uisce. Chociaż Thalia wołała by do tego nie doszło, gdyż polubiła dziewczynę.
-Ech… no niech będzie, Ile?
-A kto tu mówi o pieniądzach?- Thalia uśmiechnęła się chytrze.- Tutaj obowiązują inne zasady.
-A więc czego chcesz?
-Hm… twojego milczenia.- dziewczyna przymrużyła oczy.
-Słucham?
-Widziałam papier, który wczoraj pokazałaś oberżyście. Królewski Goniec, co? Posłuchaj, mamy swoje powody, by jakikolwiek król nie wiedział, że tutaj pływamy, jasne? Z resztą, domyślam się jakiego krla masz na myśli, skoro płyniesz na Ostatni Ląd. Więc w zamian za podwóz, chcemy twojego milczenie, rozumiemy się?


Chow? Będziesz milczeć, czy mamy wyrzucić cię za burtę? >:D

Nthanda | Towarzysz

Imię: Nthanda
Płeć: Samica
Gatunek: Kot
Wiek: 2 lata
Opis: To co widać. Przeciętnych rozmiarów pstrokata kotka.
Charakter: Nthanda to energiczna kotka. Uwielbia się wpinać, im wyżej tym lepiej. Nie przywiązuje się do miejsca, a nawet więcej, lubi podróżować. Nie boi się wody, psów ani prawie żadnego dużego zwierza. Ma słabość do błyskotek, a zwłaszcza tych zrobionych ze złota. Więc lepiej na nią uważać. Podczas gdy inne koty chwalą się właścicielom upolowanymi ptakami i myszami, ona może się poszczycić sporą kolekcją kradzionej biżuterii. Co więcej, nie znosi gdy jej pani zakłada lub sprzedaje to co przyniosła, no chyba że ukradła to w tym właśnie celu.
Zdolności: Jak już wspomniałam specjalizuje się we wspinaczce i kradzieży.
Właściciel: Nukunda Hariri

,,Kto­kol­wiek myśli, że życie jest spra­wied­li­we, jest fałszy­wie poinformowany"

Imię: Nukunda. Jej pełne imię brzmi Nukarukunda, ale jest zbyt długie i nikt spoza jej plemienia nigdy nie mógł go zapamiętać.
Nazwisko: Hariri
Pseudonim: Tinameni ( Imię nadawane najczęściej bękartom, oznacza ,,Jutro Będą Problemy". Nuka zawdzięcza je swojemu stylowi życia)
Płeć: Kobieta
Wiek: 24 lata
Rodzina:
Miłość: W tradycji jej ludu małżeństwo niesie spore konsekwencje. Nuka nie czuje się na to gotowa.
Aparycja: Nukunda liczy sobie sobie nieco ponad metr siedemdziesiąt wzrostu. Więc tu uchodzi za dość wysoką, ale wśród swojego ludu uznawana jest za przeciętnego wzrostu. Jak widać ma dość szczupłą sylwetkę. Nogi długie i umięśnione. A zresztą po co ja ją w ogóle opisuję? Wszystko dobrze widzicie na górze. Dodam tylko, że pochwę z mieczem ściąga tylko do snu, choć zdarza jej sie o tym zapomnieć. Nie rozstaje się też z przytroczoną do pasa torbą.
Charakter: Nukunda nie lubi opowiadać o sobie lub swoim ludzie nieznajomym, ale coś tam musicie o niej wiedzieć.
Na pierwszy rzut oka wydaje się być po prostu sztywna i  całkowicie pozbawiona humoru. Może nawet spięta, zdarza jej się patrzeć na ludzi wilkiem jakby zastanawiała się czy któryś za raz nie wyciągnie noża z rękawa. Okazywanie nadmiernej sympatii obcym uważa za niewłaściwe, nie tylko przez zdrowy rozsądek. Zalicza się do tych nieufnych i powściągliwych. Nie można jej odmówić rozsądku do puki nie zetnie komuś głowy. Tia...nie wierzy w sprawiedliwy osąd. Każdą grubszą zbrodnię najchętniej od razu ukarałaby wyrokiem śmierci. Po części właśnie temu zawdzięcza swój przydomek. Zdarzało jej się zwyczajnie zabić kogoś lub zrobić inne głupstwo nie myśląc o konsekwencjach. Można wiec powiedzieć, że bywa impulsywna.
Zyskuje jednak przy bliższym poznaniu. Przestaje się napinać i można z nią normalnie porozmawiać. Bywa nawet zabawna. Zmienia się właściwie nie do poznania. Z bezwzględnej morderczyni w naprawdę przesympatyczną osobę.
Zdolności: Chmm...Potrafi władać oburęcznym mieczem, strzelać z procy i rzucać bumerangiem. Nie najgorzej radzi sobie tez z łukiem. Potrafi grać na kilku instrumentach. Większość jest jednak niedostępna poza Ghaard'em.
Pochodzenie: Oficjalnie? Ghaard. Nieoficjalnie? Jej lud wierzy, że pochodzi z dalekiej krainy na południu Ghaardu)
Stanowisko: Żołnierz, szpieg
Punkty pojedynku: 10
Towarzysz: Nthanda
Szczegóły:
~ Jej plemię nazywa się Ovi. Jego członkowie nazywani są Ovikami.
Bonusy:
Nick na howrse: Margo5